poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Podsumowanie I tygodnia. Cień harówy.

Miną pierwszy tydzień moich ultraprzygotowań. Miał to być tydzień harówy, niestety nie do końca plan udało mi się zrealizować.
 Dramatu nie ma, 101km na biegowym liczniku jest ładną liczbą, jednak o co najmniej 20 km za małą. Z mojej własnej winy wypadł mi jeden dzień treningowy, do tego 25 km na wybieganiu zamiast 30...dało taki a nie inny rezultat. "Tyle masz, ile się obijasz" jak mawiają najstarsi indianie;) Choć muszę przyznać, że trening siły biegowej we wtorek i interwał w sobotę, były już na prawdę solidną robotą. Te treningi dały mi mocno w kość. Po nich dobrze czułem, gdzie znajdują się moje nogi i że łydki cały czas są na miejscu. Cieszę się również z tego że udało mi się zrealizować trzy treningi w terenie crossowym, wszystko w myśl zasady, aby trening jak najbardziej odzwierciedlał warunki startowe.



cień harówy


Z nie miłych rzeczy...muszę bardziej zadbać o dietę i nawodnienie, jednak "seta" w tygodniu już obciążą organizm. Braki w tym aspekcie, było widać na niedzielnym wybieganiu, gdzie to "odcinało mi prąd" przy spacerowym tempie 4'30/km. Na pewno wpływ na to miała wysoka temperatura, a szczególnie duży jej skok w porównaniu do dnia poprzedniego.
Co teraz? Na pewno zwiększam kilometraż, w planie jest jeden solidny trening 8x1500m w, jedna siła, i wybieganie...przynajmniej 30 km. Nie ma co narzekać, trzeba robić:)

Miłego!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz